Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa

94 927  
424   36  
Pamiętasz w dzieciństwie zabawę w... no właśnie zabawę, która wydawała się fajna i całkiem do rzeczy. Jednak patrząc na nią z perspektywy czasu, okazała się być totalnie beznadziejna...

Myśmy się bawili w boga, później ta zabawa się przekształciła w zabawę "w polityków", ale ta już nie była tak fajna.

Otóż. Wchodziliśmy na dach altanki, jakieś 2 metry nad poziomem trawnika. Bóg stawał pośrodku (w drugiej, słabszej wersji pośrodku stał Wałęsa), a naokoło niego chodziły anioły. Za plecami pokazywały różki, język, udawały, że kopią boga w tyłek itp. Bóg musiał być uważny, a i anioły były konfidentami. Jak tylko zauważył taki przejaw niesubordynacji, to z pomocą aniołów SRU JEBUDU z dachu na ziemię. Należało wejść z powrotem, co było utrudniane przez anioły, ale jak się weszło, to zabawa od nowa.

Główny cel - niepostrzeżenie, zza winkla oraz znienacka strącić Boga ze środka dachu. Wskakiwało się na jego miejsce i się było Bogiem.

* * * * *

Moja koleżanka ze swoją psiapsiółą zbierały liście, gałązki i inne takie. Z całym sprzętem szły do piaskownicy, gdzie wszystko ładnie układały, w środek wrzucały kilka ładniejszych kamieni i potrafiły po 4 godziny dziennie wysiadywać swoje jajka w stworzonym gnieździe.

* * * * *

Jak byłam mała, to najpierw kopało się dół na nogi, później się je zakopywało, a później wygrzebywało. Można to było robić bez końca. Nigdy się nie nudziło. "Chodźcie, zakopiemy sobie nogi!" zawsze było trafionym pomysłem.

* * * * *

Potrafiliśmy z kolegami z podwórka wrzucić do ogniska całe pudełko (50 szt.) amunicji kal. 5,56 mm od KBKS (nie pytajcie, skąd mieliśmy). Cud, że wszyscy do dzisiaj żyją, jeden tylko ma bliznę na policzku.

* * * * *

Moja koleżanka była lepsza. W kubeczku od danonków rozrabiała piasek z masłem i to jadła.

Oprócz tego gra w kapsle, i to o jakiej randze! - mistrzostwa międzypodwórkowe nawet były i każdy miał inaczej stuningowany kapsel.

* * * * *

Ja się lubiłem bawić z pieskami, zawsze miałem przy szyi zawieszonego kotleta.

* * * * *

Wyścig pokoju kapslami, co ciekawe nikt nigdy nie był ruskim kolarzem.

* * * * *

Sąsiad miał fabrykę oranżady w woreczkach.
Cała dzieciarnia wisiała na płocie, wytrzeszczając gały i czekając na cud.
Jak dział się cud i sąsiad miał dobry dzień, to wychodził ze skrzynką oranżadek dla bachorów na ogrodzeniu i paczką słomek, które były ostro zakończone, żeby łatwo przebijały worek.

Po zakończeniu konsumpcji, dzieci z płota dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza szła na ulicę i strzelała z nadmuchanych worków, strasząc przechodzących ludzi. Druga grupa ze słomkami w garści szła nad rzeczkę łapać żaby. Co było potem możecie się domyśleć, żaba plus ostro zakończona rurka....
Boszszsssszzz.... jakie człowiek miał durne pomysły...

* * * * *

Jak byliśmy zupełnie małymi gnojkami to bawiliśmy się w krowy. Jeden z kolesi był gospodarzem, a cała reszta jego krowami, które wyprowadzał żeby się pasły, pilnował żebyśmy np. nie uciekli, później odprowadzał do stajni (za który zazwyczaj robił przystanek autobusowy). Zabawa głupia jak cholera, jak sobie teraz pomyślę. Dobrze, że żaden z nas nie wpadł na pomysł, że krowy trzeba też doić.

* * * * *

Zabawa "w zastrzyki". Potrzebny był miś/lala z miękkim dupskiem. A mamuś się dziwiła czemu mi zabawki gniją...

* * * * *

To naprawdę była kretyńska zabawa. Gwiezdne wojny z mrówkami.
Słońce - szt.1
Szkło powiększające - szt. 1
Mrówki - ilość nieograniczona
I rozpoczynamy polowanie...

* * * * *

Co jakiś czas pojawiały się wieści, że po okolicy kręci się zboczeniec (ekshibicjonista). Wtedy zbieraliśmy się i ruszaliśmy na poszukiwania, żeby go złapać i zaciągnąć na milicję. Nigdy nam się nie udało, ale każdy facet w płaszczu był podejrzany. Co to były za emocje!

* * * * *

W latach osiemdziesiątych, kiedy niczego w sklepach nie można było kupić za pieniądze, nie bez kozery zwane biletami NBP - dziwnym trafem pojawiły się dolary, funty, marki za... grosze. Były to notesy - rewers był zupełnie pusty, ale awers - perfecto! Jak prawdziwe pieniądze. Dziś z pewnością zabroniono by takich sprzedawać. Brało się zatem taki "pieniądz", najlepiej dolary lub marki, smarowało psią kupką (wybór delikwenta drogą losowania) i kładło na chodnik. Ofiara, która w przypływie radości chwytała za pieniądz była głośno wyśmiewana z pobliskich krzaków (trzeba też było mieć przygotowany manewr nożny).
Miało to ważny aspekt, gdyż z początku ludzie nie zdawali sobie sprawy z kawału i chcąc nie chcąc, i tak chowali cuchnący, lecz szczęśliwy banknot. Dzięki temu zabiegowi banknot był wielokrotnego użytku. Zresztą zdarzali się delikwenci, którzy po takim wyśmianiu i tak zabierali banknot do umycia w domu, dzięki czemu zapewniali swojej rodzinie dodatkową atrakcję.

W tym czasie byliśmy na wycieczce klasowej w Karpaczu. Przed świątynią Wang jest fontanna, do której wrzuca się pieniążki. Ponieważ te okolice były oblegane przez watahy emerytów posługujących się językiem Goethego, postanowiliśmy puścić po wodzie 100 marek (te prosto z notesu). Fakt ten oczywiście widziała pierwsza fala niemieckich moherów, ale w końcu jakaś "nowa" Helga wydarła się: "Mein Gott, hundert mark!" i prawie rzuciła się w toń fontanny...

Zabawiali się: selo1, silentium, wektor77, anastazja0, GryzzliX, SatAnka, pies_kaflowy, yanna, B33rFan, zewiorka, amiz74, akcyza, RotS.

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę niezarejestrowaną w serwisie Joe Monster.
3

Oglądany: 94927x | Komentarzy: 36 | Okejek: 424 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało