Dzisiaj otrzymałam wezwanie ze szkoły, do której uczęszcza moja 9-letnia córka, w którym poproszono mnie o stawienie się w gabinecie dyrektora. Rzekomo moja córka zniszczyła własność innego dziecka. Zaskoczyło mnie to, ponieważ moje dziecko jest naprawdę bardzo grzeczne i nigdy nie przysparza problemów. Rzuciłam więc szybko to, co właśnie robiłam i popędziłam do szkoły. Córcia siedziała już w pokoju u dyrektora i... szczerzyła zęby w uśmiechu. Poproszono mnie, abym zajęła miejsce obok.
Pan dyrektor z miejsca rozpoczął tyradę o tym, jak to moja córka celowo i z rozmysłem zniszczyła naszyjnik innej dziewczynki oraz wyłuszczył wszelkie powody, dlaczego takie zachowanie jest absolutnie nieakceptowalne. Jak tylko skończył, poprosiłam moją córkę, aby przedstawiła swoją wersję.
W zeszłym roku Młoda zbierała pieniądze z kieszonkowego i kupiła naszyjnik z napisem Najlepsze Przyjaciółki. Wiem, bo sama zamówiłam ten naszyjnik przez internet. Jedną połową zatrzymała dla siebie, drugą oddała ulubionej koleżance.
W tym roku, niestety, sytuacja drastycznie się zmieniła. Koleżanka zaczęła grać w jakąś grę na swoim telefonie, która oderwała ją od rzeczywistości. Doszło do tego, że wymagała od mojej córki, żeby ta kupowała jej za prawdziwe pieniądze jakieś rzeczy, ulepszenia do owej gry. Zresztą, nie tylko od niej...
Gdy córka odmówiła, ta zerwała znajomość, zaczęła ją straszyć, dokuczać jej i przezywać. Zagroziła też innym dziewczynkom, że zostaną pobite, jeżeli będą spędzały czas z moim dzieckiem. Córka zerwała kontakt i bardzo to przeżyła, ale później zaczęła na nowo budować swój krąg znajomych. Tamta dziewczyna widząc, że nie złamie córki, zażądała (!) oddania jej drugiej połówki naszyjnika, żeby mogła go dać komuś innemu. Fakt, że to my kupiłyśmy ten naszyjnik, nie miał dla niej najmniejszego znaczenia.
Moja 18-letnia siostrzenica i rok młodszy siostrzeniec bardzo troszczą się o moją córkę, więc wkurzyli się na zaistniałą sytuację i poradzili jej, aby dosłownie wyładowała swoją frustrację na posiadanej połówce naszyjnika. W zeszły weekend wzięli młotek i kombinerki, wręczyli Młodej i poradzili, żeby dobrze się zabawiła. Po skończonej destrukcji córka schowała wszystkie kawałki rozbitej biżuterii do pudełka, aby pamiętać o fałszywej przyjaciółce. Tamta dziewczynka w dalszym ciągu dokuczała córce w sprawie naszyjnika, więc Młoda spakowała kawałki do małego woreczka i wysypała przed nią dodając, że ma nadzieję, iż lubi puzzle (wpływ kuzynostwa). Dziewczynka zrobiła się czerwona jak burak, wpadła w jakiś dziwny szał i pobiegła do nauczycielki z płaczem, że moja córka zniszczyła jej naszyjnik. Dlatego właśnie moje dziecko wylądowało u dyrektora na dywaniku. Nie potrafiłam zachować pokerowej twarzy i wybuchnęłam śmiechem. Żyłka na czole pana dyrektora prawie pękła ze wściekłości. Wyciągnęłam telefon i pokazałam mu dowód zakupu oznajmiając, że córka miała wszelkie prawo zniszczyć swoją własność.
Kiedy w końcu wyszłyśmy z gabinetu, Młoda wróciła do klasy z uśmiechem na twarzy. Dzisiaj siostrzeniec z siostrzenicą zabierają ją na lody, by uczcić ten dzień, kiedy postawiła się swojej prześladowczyni.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą