, Coś w tym jest. Często słucham porannej audycji Roberta Mazurka i bardzo rzadko zdarza się żeby ktoś z PiSu udzielił odpowiedzi na temat. To wkurwia, wkurwia też redaktorów, ale co zrobić? Skutek jest taki, że wyglądają nienaturalnie, nie budzą sympatii, wyglądają na debili, ale nie opowiadają głupot, ani nie dają podstaw do krytyki, ani nie konfabulują i nie przeczą linii partii. No bo skoro nic nie mówią... A np. opozycjonistów się trochę popyta to w końcu się otwierają a PiS rzuca się na każde słowo jak hieny. Moim zdaniem to błąd, należy w buty włożyć konwenanse i napierdalać w nich ile się da. No bo debata najczęściej wygląda tak:
- Jak to możliwe, że nauczyciele nie stracą pracy po takiej reformie?
- No..., zrobimy tak reformę, że nie stracą.
- Ale jak?
- Rreforma będzie dobrze przygotowana i nikt nie straci pracy.
A powinno się od początku powiedzieć "wytłumacz głupia babo jakim cudem nauczyciele mają nie stracić pracy, skoro zlikwidujecie i rozproszycie masę oddziałów, jak dzieci będą chodzić do szkoły w porannych godzinach skoro już dziś chodzą na dwie zmiany a wy dołożycie dwie klasy do szkoły?" itd.
Z drugiej strony czego wymagać od osobników rodzaju Schoring-Wielgus, których chętnie się zaprasza do telewizji, bo koncertowo potrafią zrobić z siebie debila i nie prezentują nic więcej niż to co ktoś im napisał na kartce. Takich ludzi nie brakuje też w PiS, ale jak widać sztuczka "najlepiej nic nie mówić" jest skuteczna.
Ale się rozpisałem... zawsze tak mam, gdy dużo pracy